Historia częstochowskich kopalń rud żelaza.
W szczytowym okresie rozwoju częstochowskich kopalń rud żelaza - w końcu lat 60. XX wieku - pod ziemią pracowało kilkanaście tysięcy osób. Ostatnią kopalnię - koło Wrzosowej - zamknięto w 1982 roku.
Najstarszy dokument, w którym Władysław, książę opolski nadaje Jaśkowi i Nićkowi (Niczkowi) przywilej przerabiania rudy i wytopu z niej żelaza "w pobliżu miasta swego Częstochowy", pochodzi z 1377 r. To prawie 650 lat, kiedy w źródłach historycznych dokumentuje się istnienie częstochowskiego górnictwa. Niewiadomą jest, jak długo przed tą datą ludzie sięgali po leżące płytko,,rude kamienie" i wytapiali z nich żelazo.
Rudy, Hutki - górnicze nazwy
Pas złóż rudonośnych ciągnie się od Zawiercia - po stronie zachodniej od Częstochowy - po Wieluń. Historycy wywodzą, że występowanie rud miało bezpośredni wpływ na nazewnictwo miejscowości, w których je wydobywano: Rudniki, Rudy, Hutki, Klepaczka, lub odnosiły się do imion pierwszych górników otrzymujących przywileje wydobycia: Kawki, Panki, Praszczyki, Łojki.
Prymitywny sposób wydobywania rudy nie zmieniał się przez lata. Kopano kilkunastometrowej głębokości szybik - duklę i później w dowolny sposób spod ziemi, drążąc krótkie szyby, zbierano rudę. Ta występuje u nas w ok. 40-centymetrowych warstwach przedzielonych kilkumetrowymi iłami płonnymi. Żeby nie wybierać zbędnych iłów korytarze były niskie, więc górnicy często pracowali w pozycji leżąc. Później urobek wydobywano za pomocą kołowrotów w tzw. kiblach, czyli wiadrach. Tak prymitywny sposób wydobycia był stosowany jeszcze w XIX w., kiedy odpowiadający za przemysł Stanisław Staszic rozwijał u nas, m.in. w Pankach, kopalnie i huty żelaza.
Rozwój górnictwa i wydobycia rud wzrasta wraz z odzyskaniem niepodległości w 1918 r. Kopalnie, których jest wówczas kilkadziesiąt (wraz z okręgiem kielecko-radomskim oblicza się, że ok. 100) to często płytkie wyrobiska. Wiele nie posiada własnej nazwy. Ich wydobycie jest niewielkie, co diametralnie zmienia się w raz z ożywieniem gospodarczym w latach 20. XX w. Zmienia się też wtedy sposób wydobycia rud.
Pierwszą maszynę parową do odwodnienia wyrobisk wprowadzono do kopalni rud żelaza późno, bo w 1912 r. (w pierwszej kopalni śląskiej: ołowiu i srebra w Tarnowskich Górach - w 1788 r.). Pierwszy wyciąg mechaniczny do wydobywania spod ziemi urobku - dopiero w 1921 r. a drugi aż 11 lat później. Świadczy to o wyjątkowo ciężkiej pracy częstochowskich górników polegających w tym trudnym zawodzie niemal wyłącznie na sile swoich mięśni.
Technologiczny postęp przyniosły pokryzysowe lata 30. XX w. W 1934 r. kopalnie w dużej mierze zostają zelektryfikowane a od 1932 r. niemal całkowicie zmechanizowane. W tym samym czasie użyto po raz pierwszy sprężonego powietrza - młotów pneumatycznych - do wiercenia otworów strzelniczych, które dotąd wykonywano ręcznymi świdrami.
Modernizacje i dewastacje
W takim stanie, wymagającym zaledwie odwodnienia szybów zalanych z powodu wyłączenia pomp, zastali częstochowskie zagłębie hitlerowcy w 1939 r. Wydobycie zaczęli w zaledwie kilka miesięcy; w pierwszym roku okupacyjnej administracji w kopalniach zatrudniali już 3,5 tys. ludzi.
Hitlerowcy częstochowski przemysł wykorzystywali do produkcji stali na potrzeby militarne. Ale też, przynajmniej początkowo, modernizowali kopalnie. Później ich rabunkowa gospodarka i brak inwestycji w podziemny sprzęt (m.in. kolejki, zabezpieczenie ścian wyrobiskowych) sprawiała, że kopalnie były w opłakanym stanie. Dodatkowo w chwili wyzwolenia dużą część urządzeń naziemnych zniszczono a wszystkie kopalnie zostały zalane. To spowodowało, że niektóre (np. Paweł I w Gnaszynie, Andrzej i Otto w okolicach Panek uległy zawaleniu. Przestały istnieć linie energetyczne.
Po wojnie starano się szybko uruchomić kopalnie. Już w 1946 r. było ich jedenaście. W tym samym czasie, konkretnie 1 stycznia 1947 r. pod ziemię dużej i nowoczesnej kopalni Paweł w Gnaszynie zjeżdża pierwsza lokomotywa spalinowa. W 1949 r. we wszystkich częstochowskich kopalniach pracuje już ich dwanaście, w tym trzy akumulatorowe.
Lata 50. i 60. XX wieku to stały rozwój kopalń, inwestycje i szkolenie nowych kadr. W tym czasie kopalnie dysponują 11 liniami kolei wąskotorowych na powierzchni, łączącymi różne zakładowe obiekty. Dziś po nich właściwie nie ma już śladu.
Ministerstwo w Częstochowie
Do 1964 r. zmodernizowano lub wybudowano od podstaw 21 kopalni, które były całkowicie zmechanizowane. Wokół tych przedsiębiorstw powstaje infrastruktura. Już w 1945 roku powołano w Częstochowie,,ministerstwo" - Zjednoczenie Górnictwa Rud Żelaza i Topników - mające za zadanie gospodarowanie całym polskim górnictwem rud. Urzęduje ono w specjalnie postawionym gmachu przy ul. Śląskiej, który dziś jest siedzibą prezydenta miasta. Na potrzeby górnictwa w 1951 r.. powołana zostaje szkoła kształcąca techników: Technikum Górnictwa Rud, potocznie "górniczówka", nazwane później Technicznymi Zakładami Naukowymi Górnictwa Rud (dziś TZN). Z górnictwem związany był też gmach obecnego starostwa przy ul. Sobieskiego. W sąsiedztwie kopalń powstały duże osiedla mieszkaniowe: np. w Dźbowie i Hucie Starej "B", a czasem tylko pojedyncze bloki - dziś budzące zdziwienie z racji położenia wsi. Potem przedsiębiorstwa górnicze budowały też bloki w Częstochowie, np. przy ul. Piłsudskiego naprzeciw dworca czy w al. Wolności, gdzie w parterach mieszczą się sklepy instalatorskie.
W ślad za rozwojem górnictwa idą również inwestycje w okolicach funkcjonowania kopalń. Tak tworzy się pierwsze wodociągi gminne. Z wypompowywanej w kopalni Dębowiec wody kopalnianej stworzony został zalew w Olsztynie, tuż pod Górami Sokolimi (jego ślady zarósł las).
- Szacuję, że w szczytowym momencie, w końcu lat 60. w górnictwie częstochowskim, czyli w samym mieście i okolicznych miejscowościach, pracowało około 20 tys. osób - mówi Ryszard Przeździecki, dyrektor górniczy i historyk częstochowskiego górnictwa. - To nie tylko byli górnicy, ale też osoby zatrudnione w firmach współpracujących.
Jak nie kartofle, to brak zegarka
Były też problemy, które dziś mogą się wydawać zabawne. Na jednej z narad produkcyjnych w Kopalni Rud Żelaza Osiny, która w różnych okresach nosiła również nazwę,Borek - odnotowano uwagę oddziału personalnego:,,Kładzie się wielki nacisk na absencję pracowników. We wrześniu 1948 r. wzrosła o 40 proc. w odniesieniu do sierpnia. Kierownicy kopalni tłumaczą, że nasi robotnicy nie są czystymi robotnikami, ale również rolnikami. Wrzesień to kopanie kartofli, dlatego nieobecność w tym okresie jest bardzo znaczna. Robotnicy bez zwolnienia, mimo ostrzeżeń, do pracy nie przychodzą. Jeśli chodzi o liczne spóźnienia tłumaczą się brakiem zegarów. Dlatego należy wyposażyć kopalnie w zegary i syreny, tak jak jest to w Rejonie w Borku".
Praca częstochowskich górników była wyjątkowo ciężka. Mimo elektryfikacji i mechanizacji często posługiwali się bardzo prymitywnymi narzędziami: oskardami, łopatami. Czasem do odwadniania wyrobiska musieli używać wiader, żeby wyczerpać wodę. Przez lata posługiwali się lampami karbidowymi pracując na kolanach a nierzadko w pozycji leżącej. Zaskoczeniem może być jednak inny wpis w księdze narad produkcyjnych, gdzie na trudne warunki skarżą się robotnicy powierzchniowi, pracujący przy piecach prażalnych: "W dalszym ciągu upominają się o buty skórzane, których jeszcze wielu robotników nie otrzymało wcale. Drewniaki są bardzo niewygodne".
Nagłe zakończenie
Kres wydobyciu - jak do dziś przekonują starzy górnicy - postawiła polityka. Wówczas, czyli w końcu lat 70. rudy z naszych złóż stanowiły ok. 30 proc. wkładu piecowego hut. Były to rudy z niewysoką zawartością żelaza (do 28-30 proc.) i kosztowne w wydobyciu. Droższe niż rudy ze Związku Radzieckiego i bogate w żelazo szwedzkie. Dokonywano wówczas tzw. bilansów, czyli wyliczano koszt i częstochowskie złoża uznano za,,nie bilansujące się". Ponieważ rządowe ceny rud - bo w socjalizmie ceny ustalano centralnie i zazwyczaj w oderwaniu od kosztów - nie zmieniały się przez długie lata, wynik finansowy był raczej łatwy do przewidzenia. Tym samym zasoby częstochowskich rud zniknęły z oficjalnego rejestru surowców. W ślad za tym rozpoczęto likwidację kopalń.
Legenda górnicza mówi, że władze ZSSR zaproponowały Polsce budowę kopalni w Krzywym Rogu na Ukrainie. Po naszej stronie miało być wykonanie infrastruktury kopalnianej, którą Polacy mieli sobie odebrać w naturze, tj. w rudzie. Do realizacji nie doszło a częstochowski wsad do pieców hutniczych ostatecznie zastąpiono importowanym surowcem.
Ostatnia kopalnia Szczekaczka pod Wrzosową najpierw w 1982 r. zaprzestała wydobycia a krótko potem została uznana za muzeum. Przez niedługi czas była niemal obowiązkowym punktem szkolnych wycieczek. Ale i na to nie starczyło władzom PRL-u pieniędzy, więc w 1984 r. kopalnię zalano a szyb zasypano. Budowę innej kopalni Złochowice w gm. Opatów wstrzymano i niemal gotowy zakład nie zaczął wydobycia.
W likwidowanych kopalniach demontowano wieże wyciągowe, pomieszczenia pozamieniano na rozmaite cele. Śladem po częstochowskim górnictwie są hałdy skały płonnej do dziś charakterystyczne w naszym krajobrazie. Szacuje się, że w częstochowskich zasobach - których nie ma w oficjalnych danych - pozostało ok. 426 mln ton rudy żelaza.
Wielu górników trafiło do różnych kopalń. Często na Śląsk. - To co nas charakteryzowało, to fakt, że nie godomy a mówimy - mówi Paweł Kopydłowski, szefujący kołu seniorów częstochowskiego Stowarzyszenia Inżynierów i Techników Górnictwa. - Oczywiście w słownictwie górniczym jest wiele określeń, które są podobne do gwary śląskiej, ale my, górnicy częstochowscy nie musimy nikogo udawać.
Wykorzystano materiały historyczne Zenona Dudka i Ryszarda Przeździeckiego pt.,,Rudy żelaza w Polsce - rejon częstochowski" Źródło: http://czestochowa.wyborcza.pl/.../1,48725,19293882....
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz