CIKATA- LIKATA
Tak śpiewał chór, tzw. „Niteczki”, znad basenu. Melodię opracował i zinstrumentował na chór i kapelę nieoceniony profesor Edward Mąkosza. Jak powszechnie wiadomo, inspiracją do tego był odgłos pracujących krosien (warsztatów, często w wymowie wastatów). A odgłos był mniej więcej taki: zgłoskę „ci” wydawał przerzut czółenka przykładowo z prawej strony na lewą, „ka” – dobicie ladą wątku, „ta” – cofnięcie lady z równoczesną zmianą położenia niciennic, „li” – przerzut czółenka z lewej na prawą, „ka” – jak poprzednio dobicie ladą, „ta” – cofnięcie lady i przełożenie nicielnic. Czółenko znalazło się w położeniu wyjścia, czyli z prawej strony.
Całość zamknęła się w wersie tekstu piosenki i frazie muzycznej o rytmie na 6/8 (może też być zapis na 3/4).Dalej ruchy rąk i nóg powtarzały się rytmicznie, aczkolwiek monotonnie, aż do czasu, gdy np. trzeba było zmienić „cyfkę” w czółenku na pełną (bardzo ważne było w czółenku porcelanowe oczko, przez które przechodziła nitka). Po utkaniu 15-20 cm tkaniny, trzeba było zluzować wałek z osnową i „beranem”, nawinąć tkaninę na wałek towarowy, lub też „naszlichtować” osnowę między wałkiem a nicielnicami za pomocą dwóch szczotek za świńskiej szczeciny, jednocześnie od góry i od dołu. Gdy tkacz „zesłabnął”, tzn. opadł z sił, musiał się posilić. Czy tkacz podśpiewywał sobie podczas pracy, czy to na głos, czy choćby w duchu ? Bardzo możliwe, wszak murzyni pracujący na plantacjach bawełny to czynili. Stąd narodził się blues – pieśń bólu. Ktoś powiedział „gdy cię coś gnębi, dokucza, jest ci źle, wtedy rodzi się blues”. Moja matula, gdy jej było ciężko, też śpiewała – godzinki lub piosenki ludowe i mówiła, że wtedy jakoś lżej. Wróćmy do Kamienicy. Czy to nie sprawka ge- nów muzycznych czeskich osadników, że w 1905 roku zawiązała się orkiestra dęta – jedyna na całą okolicę? (pierwszy udokumentowany – w „Gońcu Częstochowskim” – występ z 1908 roku z kapel-mistrzem Nowotnym – por. Korzenie nr 65). Może się komuś wydawać, co to za ciężka praca pociągać rękami, deptać nogami i to na siedząco. Siedząca praca powoduje też poważne dolegliwości, a tu jeszcze kurz lub opary suszących się sznelerów, tak całymi dniami w niepewności za ile uda się sprzedać sztukę towaru. Przy tkaniu kratek tkacz musiał jeszcze wyliczać kolory wątku wg zadanego „mustru” – wzoru.
Szczególne umiejętności musiał posiadać snowacz wykonujący osnowę. Jej wykonanie i związanie z poprzednią osnową każdej nitki na tzw skrętkę, to była iście mrówcza praca. Tkacz mógł nie umieć czytać i pisać – wielu osadników jak i ich potomków było niepiśmiennych – lecz musiał umieć „rachować”. Stąd może ta troska o utworzenie i utrzymanie szkół, choćby na poziomie podstawo- wym? Tkanie w jednym kolorze było względnie proste, chociaż np. przy pościelowym na wsypy trzeba było mocno dobijać wątek – musiało być gęste. Wtedy wydajność była mniejsza i przy opłacalności innych rodzajów płócienek, tkali go tylko na własne potrzeby. W przytaczanym przez Korzenie nr 92 artykule z „Gońca Częstochowskiego” z 1906 roku napisano, że na „ćwilich tzw. grubszy(gatunek pościelowy) snuty około 50 ganków, kupcy obowiązani są wydawać tkaczom bawełnę nr 30 Water (osnowa) i nr 20 Mule (wątek)”. Jest to urywek wyjęty z protokołu porozumienia między tkaczami a kupcami (ganek to 40 nitek). Przy wątku w jednym kolorze a wielokolorowej osnowie wychodził pasiak. Tkanie kratki było już bardziej skomplikowane. Najprostsza krateczka w miarę równomierna, biało-niebieska, posiada muster w osnowie 5b,5n tzn. naprzemian na całej szerokości tkania 5 nitek białych i 5 nitek niebieskich, a w wątku 4b,4n tzn. 4 białe i 4 niebieskie (sposób oznaczenia wymyślony przez autora). Co 4 nitki trzeba było zmieniać czółenko z kolorem. Krosno posiadało wówczas ladę z dwoma czółenkami, a zmiana dokonywała się za pomocą dźwigni znajdującej się po środku lady. Dlatego zawsze ilość nitek w wątku jest parzysta. Niestety pamięć i wyobraźnia nie pozwala już odtworzyć tego mechanizmu. Kratki bardziej skomplikowane, czyli popularnej fartuchówki, wymagały większych umiejętności.
Zachował się tylko pasek od fartucha, długości ok. 70 cm, cięty z szerokości tkaniny. Muster w osnowie wielokolorowy, a w wąt- ku biało-niebieski. W osnowie jest 19 jednakowych pasemek o szerokości ok. 3,7 cm, każde po 78 nitek w kolorach: żółtym, niebieskim, brązowym, białym, zielonym i czerwonym (niektóre białe „cwern” czyli skrętka). Liczby nitek w poszczególnych kolorach nie podaję, bo by to zajęło dużo miejsca (policzone przy użyciu lupy). Snowacz snując całe pasemko na raz musiał mieć na szrankach 78 fajf z takimi kolorami, chyba że snuł po pół. Trudno to teraz odtworzyć. Natomiast wątek jest tutaj dwukolorowy, muster: 14n, 4b, 2n, 4b, 2n, 4b, gdzie literki oznaczją n-niebieski, b-biały. W takim porządku należało odliczać pociągnięcia i zmieniać czółenko. Wykonywaniem części do warsztatów – głównie czółenek trudnił się pan Jan Łebek (było zresztą trzech braci, wszyscy tej profesji). Pan Jan posiadał tokarkę i odpowiednie narzędzia. Na czółenka przydatne było drewno z drzew owocowych, głównie z gruszy. Gdy przed laty ścięliśmy wiekową gruchę, mój teść powiedział, że Łebek by jej nie popuścił. Ai tak nie wylądowała w piecu lecz wyszło z niej kawałek boazerii. Na koniec przyznaję się: z tkactwem nie miałem styczności, za życia teściów, chociaż o tym opowiadali, nie interesowałem się tym zbytnio, ale skoro zamieszkuję w Kamienicy, gdzie powstało prawdziwe muzeum, wstąpiła we mnie chęć poznania tego tematu. Jeszcze jedno, stare nazwy części warsztatu przypomniane kiedyś przez p. Kryspinę Gruszkową, p. Barbarę Kaczkowską, czy p. Włodzimierza Galla, często różnią się, lecz przeważnie znaczą to samo. Po prostu dawniej mówiło się tak, a bliżej współczesności inaczej, np. na grzebień w ladzie mówiono ostatnio płocha. Nie napisałbym nic, gdyby nie p. Kazimierz Polaczek, mój konsultant we wszystkim, za co należą mu się podziękowania. Zacząłem od piosenki „Cikata likata”, to i nią zakończę. Pamięć przywołuje nazwiska pań ze składu niteczek, a mianowicie: dwie panie Blachnickie, Hakowa, Leszczyńska, Kowa- czowa, Wagnerowa, Grucowa, Forczowa, Brzozowska, Klarowa, Łebkowa, Dojwowa, Filpczykowa, Ciejpowa, Madrowa, Goldsztajnowa, Kołtunowa, Sitkowa, przepraszam inne niewymienione. Kapela im towarzysząca, to inny temat. Odsyłam wszystkich do bogato ilustrowanej kroniki i filmów na płytach z występów zespołu do GOKSiR nad basenem. Autor: Stanisław Bryk. Źródło: Kwartalnik ,, Korzenie,, nr 104, 1/2018r
Całość zamknęła się w wersie tekstu piosenki i frazie muzycznej o rytmie na 6/8 (może też być zapis na 3/4).Dalej ruchy rąk i nóg powtarzały się rytmicznie, aczkolwiek monotonnie, aż do czasu, gdy np. trzeba było zmienić „cyfkę” w czółenku na pełną (bardzo ważne było w czółenku porcelanowe oczko, przez które przechodziła nitka). Po utkaniu 15-20 cm tkaniny, trzeba było zluzować wałek z osnową i „beranem”, nawinąć tkaninę na wałek towarowy, lub też „naszlichtować” osnowę między wałkiem a nicielnicami za pomocą dwóch szczotek za świńskiej szczeciny, jednocześnie od góry i od dołu. Gdy tkacz „zesłabnął”, tzn. opadł z sił, musiał się posilić. Czy tkacz podśpiewywał sobie podczas pracy, czy to na głos, czy choćby w duchu ? Bardzo możliwe, wszak murzyni pracujący na plantacjach bawełny to czynili. Stąd narodził się blues – pieśń bólu. Ktoś powiedział „gdy cię coś gnębi, dokucza, jest ci źle, wtedy rodzi się blues”. Moja matula, gdy jej było ciężko, też śpiewała – godzinki lub piosenki ludowe i mówiła, że wtedy jakoś lżej. Wróćmy do Kamienicy. Czy to nie sprawka ge- nów muzycznych czeskich osadników, że w 1905 roku zawiązała się orkiestra dęta – jedyna na całą okolicę? (pierwszy udokumentowany – w „Gońcu Częstochowskim” – występ z 1908 roku z kapel-mistrzem Nowotnym – por. Korzenie nr 65). Może się komuś wydawać, co to za ciężka praca pociągać rękami, deptać nogami i to na siedząco. Siedząca praca powoduje też poważne dolegliwości, a tu jeszcze kurz lub opary suszących się sznelerów, tak całymi dniami w niepewności za ile uda się sprzedać sztukę towaru. Przy tkaniu kratek tkacz musiał jeszcze wyliczać kolory wątku wg zadanego „mustru” – wzoru.
Szczególne umiejętności musiał posiadać snowacz wykonujący osnowę. Jej wykonanie i związanie z poprzednią osnową każdej nitki na tzw skrętkę, to była iście mrówcza praca. Tkacz mógł nie umieć czytać i pisać – wielu osadników jak i ich potomków było niepiśmiennych – lecz musiał umieć „rachować”. Stąd może ta troska o utworzenie i utrzymanie szkół, choćby na poziomie podstawo- wym? Tkanie w jednym kolorze było względnie proste, chociaż np. przy pościelowym na wsypy trzeba było mocno dobijać wątek – musiało być gęste. Wtedy wydajność była mniejsza i przy opłacalności innych rodzajów płócienek, tkali go tylko na własne potrzeby. W przytaczanym przez Korzenie nr 92 artykule z „Gońca Częstochowskiego” z 1906 roku napisano, że na „ćwilich tzw. grubszy(gatunek pościelowy) snuty około 50 ganków, kupcy obowiązani są wydawać tkaczom bawełnę nr 30 Water (osnowa) i nr 20 Mule (wątek)”. Jest to urywek wyjęty z protokołu porozumienia między tkaczami a kupcami (ganek to 40 nitek). Przy wątku w jednym kolorze a wielokolorowej osnowie wychodził pasiak. Tkanie kratki było już bardziej skomplikowane. Najprostsza krateczka w miarę równomierna, biało-niebieska, posiada muster w osnowie 5b,5n tzn. naprzemian na całej szerokości tkania 5 nitek białych i 5 nitek niebieskich, a w wątku 4b,4n tzn. 4 białe i 4 niebieskie (sposób oznaczenia wymyślony przez autora). Co 4 nitki trzeba było zmieniać czółenko z kolorem. Krosno posiadało wówczas ladę z dwoma czółenkami, a zmiana dokonywała się za pomocą dźwigni znajdującej się po środku lady. Dlatego zawsze ilość nitek w wątku jest parzysta. Niestety pamięć i wyobraźnia nie pozwala już odtworzyć tego mechanizmu. Kratki bardziej skomplikowane, czyli popularnej fartuchówki, wymagały większych umiejętności.
Zachował się tylko pasek od fartucha, długości ok. 70 cm, cięty z szerokości tkaniny. Muster w osnowie wielokolorowy, a w wąt- ku biało-niebieski. W osnowie jest 19 jednakowych pasemek o szerokości ok. 3,7 cm, każde po 78 nitek w kolorach: żółtym, niebieskim, brązowym, białym, zielonym i czerwonym (niektóre białe „cwern” czyli skrętka). Liczby nitek w poszczególnych kolorach nie podaję, bo by to zajęło dużo miejsca (policzone przy użyciu lupy). Snowacz snując całe pasemko na raz musiał mieć na szrankach 78 fajf z takimi kolorami, chyba że snuł po pół. Trudno to teraz odtworzyć. Natomiast wątek jest tutaj dwukolorowy, muster: 14n, 4b, 2n, 4b, 2n, 4b, gdzie literki oznaczją n-niebieski, b-biały. W takim porządku należało odliczać pociągnięcia i zmieniać czółenko. Wykonywaniem części do warsztatów – głównie czółenek trudnił się pan Jan Łebek (było zresztą trzech braci, wszyscy tej profesji). Pan Jan posiadał tokarkę i odpowiednie narzędzia. Na czółenka przydatne było drewno z drzew owocowych, głównie z gruszy. Gdy przed laty ścięliśmy wiekową gruchę, mój teść powiedział, że Łebek by jej nie popuścił. Ai tak nie wylądowała w piecu lecz wyszło z niej kawałek boazerii. Na koniec przyznaję się: z tkactwem nie miałem styczności, za życia teściów, chociaż o tym opowiadali, nie interesowałem się tym zbytnio, ale skoro zamieszkuję w Kamienicy, gdzie powstało prawdziwe muzeum, wstąpiła we mnie chęć poznania tego tematu. Jeszcze jedno, stare nazwy części warsztatu przypomniane kiedyś przez p. Kryspinę Gruszkową, p. Barbarę Kaczkowską, czy p. Włodzimierza Galla, często różnią się, lecz przeważnie znaczą to samo. Po prostu dawniej mówiło się tak, a bliżej współczesności inaczej, np. na grzebień w ladzie mówiono ostatnio płocha. Nie napisałbym nic, gdyby nie p. Kazimierz Polaczek, mój konsultant we wszystkim, za co należą mu się podziękowania. Zacząłem od piosenki „Cikata likata”, to i nią zakończę. Pamięć przywołuje nazwiska pań ze składu niteczek, a mianowicie: dwie panie Blachnickie, Hakowa, Leszczyńska, Kowa- czowa, Wagnerowa, Grucowa, Forczowa, Brzozowska, Klarowa, Łebkowa, Dojwowa, Filpczykowa, Ciejpowa, Madrowa, Goldsztajnowa, Kołtunowa, Sitkowa, przepraszam inne niewymienione. Kapela im towarzysząca, to inny temat. Odsyłam wszystkich do bogato ilustrowanej kroniki i filmów na płytach z występów zespołu do GOKSiR nad basenem. Autor: Stanisław Bryk. Źródło: Kwartalnik ,, Korzenie,, nr 104, 1/2018r
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz