Łączna liczba wyświetleń

środa, 7 kwietnia 2021

Wspomnienia czasów okupacyjnych i partyzanckich członka ZBoWiD - Jana Błaszczyka. Część1

 Wspomnienia czasów okupacyjnych i partyzanckich członka ZBoWiD - Błaszczyk Jana. 

Oto co pisze o sobie. .


Pierwsze dni września 1939 r. były niespokojne. Urzędy policji i gminy były likwidowane. Ludzie, na wieść o wybuchu wojny, podminowani strachem rozsiewanym przez niemieckich agentów, wysyłanych w przeddzień wybuchu wojny krążyły pogłoski o rzekomym ucinaniu uszów i piersi kobietom w popłochu uciekali do lasu, w kierunku Janowa. W krytycznych dniach pełniliśmy dyżury przy telefonie w gminie i w obchodzie po terenie wsi. Wieś opustoszała. Rano, spotkaliśmy dwóch nieznajomych osobników. Po wylegitymowaniu ich, okazało się, że byli to szpiedzy niemieccy, konferujący z volksdeutschem Aleksandrem S. Zabraliśmy ich do Urzędu gminy. Usiłowaliśmy dodzwonić się do Częstochowy, jednak łączność była przerwana. Nie pozostało nam nic innego jak tylko wypuścić Niemców na wolność. O godzinie 9.00 zmuszeni byliśmy opuścić Kamienicę Polską, ponieważ Niemcy już stacjonowali w Romanowie. Udaliśmy się w kierunku Janowa. Po drodze spotykaliśmy ociekinierów, którzy wędrowali z różnych stron. Drogi i lasy były zatłoczone wozami z dobytkiem, ludźmi, końmi, bydłem. Z daleka słyszeliśmy detonacje, wybuchyi jak się potem okazało Niemcy wysadzali most na rzece Warcie. Nad torami kolejowymi jeden nasz samolot dwupłatowy walczył w powietrzu z niemieckimi jednopłatowcami. Wkrótce pilot polski uzyskał przewagę. Nieprzyjacielskie samoloty odleciały. W dalszym marszu napotkaliśmy 75 pułk łączności przy 77 palu. Dowódcą był, były wykładowca szkolny PW - Kap.Larys. Dowódca przyjął nas w szeregi przygotowujących się do bitwy żołnierzy. Otrzymaliśmy nowe "kabeki", Zajęliśmy stanowiska strzeleckie. Czekamy . . . Dzień był słoneczny i bardzo ciepły. Stanowiska nasze były rozłożone w dolinie, niedaleko lasu. Uzbrojenie nasze składało się z karabinów ręcznych " erkaemów" i "cekaemów" oraz dwóch działek przeciwpancernych. Łączność polowo-telefoniczna była drutowa. W czasie gorączkowego przygotowywania się naszych żołnierzy było słychać detonacje bomb, a także: liczne strzały. Gdzieś około godz. 13°° z prawego skrzydła lasu pojawiło się sześć czołgów niemieckich, które błyskawicznie skierowały swoje lufy dział w naszym kierunku i zaczęły strzelać. My również odpowiedzieliśmy ogniem. Rozpoczęła się zażarta walka. Nagle z tyłu naszych oddziałów rozpoczęła się strzelanina. Okazało się, że desant niemiecki zrzucony z samolotów otoczył nas od tyłu. Walka przybrała na sile. Pociski działek rwały ziemię. Rannych i zabitych przybywało. Łączność z sąsiednim oddziałem naszych wojsk znajdujących się za wzgórzem w kierunku południowym, została przerwana. Kapitan Larys wysłał mnie i kolegę z meldunkiem do tego właśnie oddziału, wyjaśnijąc nam kierunek w którym należało iść. Przed nami było gdzieś około 3 km drogi. Z ukrytym meldunkiom przedzieraliśmy się przez pola, krzaki, wąwozy. Nagle, w jednym z takich zapadlisk zauważyliśmy porzucone polskie karabiny i amunicję. Pomyśleliśmy sobie, że to dezerterzy je porzucili. Uszliśmy jeszcze ponad 400 metrów, wąwóz się skończył. Byliśmy na otwartym terenie. Wtem w odległości około 800 metrów, odezwały się strzały,kułe świstały tuż koło nas. Błyskawicznie padliśmy na ziemię. Czekaliśmy . . . Wkrótce strzały ucichły. Podnieśliśmy się na nogi, rozglądając. Byliśmy bardzo ciekawi kto do nas strzelał. Po chwili na wzgórzu w odległości około 700 metrów zauważyliśmy, że ktoś daje nam znaki wywijając chusteczką. Podeszliśmy okazało się, że byli to Niemcy. Jeden stał a dwóch leżało na ziemi obsługując "cekaem". Szybkim, ledwie widocznym ruchem włożyłem meldunek do ust, zgryzłem go i połknąłem. O ucieczce nie było już mowy, byliśmy już zbyt blisko celujących do nas Niemców. Zmuszeni byliśmy podejść. Niemiec rozbroił nas i jenemu z żołnierzy kazał odprowadzić nas do wsi. Tam już zastaliśmy mnóstwo naszych żołnierzy, cywilów,wszyscy leżeli twarzą do ziemi z wyciągniętymi rękami. Niemiec kazał nam się położyć obok nich. Tego samego wieczoru pod silną eskortą Niemiecką zostaliśmy odprowadzeni na dziedziniec pałacu Potockich w Złotym Potoku. Tam w dwuszeregach ustawiono żołnierzy a obok cywilów. Pamiętam, że jeden żołnierz polski rodem z Łodzi, doradził mnie i koledze, żebyśmy ostrożnie, uważając na Niemców przeszli do cywilów, tłumacząc nam, że jesteśmy młodzi i moźemy wcześniej wrócić do domu z niewoli. Tak się też stało. Późną nocą zostaliśmy odprowadzeni do Żarek. Noc była widna. Świecił księżyc. c.d.n.
Żródło; Arch. ZBOWiD w Kamienicy Polskiej

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz