NASZA TODZIA.
Kiedy byłam w X klasie, w szkole pojawiła się młoda, z blond kokiem, nauczycielka matematyki, o uroczystym imieniu Teodozja. W naszym liceum uderzała jej zwyczajność i młodość. Mieliśmy sympatycznych nauczycieli, ale mocno starszej daty, uczących bardzo tradycyjnie, często o dziwacznych przyzwyczajeniach i zachowaniach. Poprzednio uczył nas matematyki i rosyjskiego nasz wychowawca prof. Węgłowski. Razem ze zmianą nauczyciela przedmiotu zmienił się także wychowawca. Został nim bardzo lubiany przez nas nauczyciel jęz. niemieckiego, łaciny i WF — prof. Walenty Słabosz. Zaczęła również uczyć młoda nauczycielka biologii, prof. Jadwiga Binder. Powiało nowym. Nowe dla mnie, to przede wszystkim stosunek do matematyki. Ten zawiły, mętny, kompletnie nie do zrozumienia, a co za tym idzie nie do nauczenia przedmiot — nagle pod wpływem lekcji z Todzią zaczynał być przystępny i w gruncie rzeczy bez specjalnego strachu przystąpiłam do matury. Tego nigdy jej nie zapomniałam. Po dwu latach wyjechałam na studia do Krakowa, a Todzia po niedługim czasie do Łodzi. Minęło wiele, wiele lat.
Licealiści z Kamienicy Polskiej na wycieczce w Warszawie z nauczycielką matematyki p.Teodozją Wojciechowską. Lata 50-te Archiwum "Korzeni": Udostępnił p. Andrzej Kuśnierczyk.
Już jako wicedyrektor Liceum im. Jana III Sobieskiego i jako polonistka śledziłam wyniki uczniów w olimpiadach przedmiotowych. Zwróciłam wtedy uwagę na XII Liceum w Łodzi, którego uczniowie co roku zdobywali laury w olimpiadzie matematycznej na stopniu centralnym. Ponieważ nasza szkoła należała do Towarzystwa Szkół Twórczych, podobnie jak XXVI Liceum z Łodzi, poprosiłam jego dyrektorkę p. Danusię Falak o informacje o XII Liceum. Okazało się, że tym i laureatami z matematyki są uczniowie naszej Teodozji Wojciechowskiej, która ma niebagatelne sukcesy jako nauczyciel. Powróciły wspomnienia. Zdobyłam jej adres. Przy okazji dowiedziałam się, że utrzymuje kontakt z uczniami ze swojej byłej klasy z Kamienicy Polskiej i że co roku jest z pielgrzymką na Jasnej Górze. Napisałam do Todzi list. Jej odpowiedź, której fragmenty zamieszczam, świadczy o jej skromności i niezwykłości zarazem. To zdumiewające, że po 50. latach tak ją dobrze pamiętam, a ona nas. I znowu minęły lata. Piszę to krótkie wspomnienie już po jej śmierci. Barbara Kaczkowska (Kraków)
Łódź 24 V 2005
Kochana Basiu!
Pozwól, że zwracać się będę do Ciebie po imieniu, bo ciągle mam w oczach młodą dziewczynę. Twoje wspomnienie w „ Korzeniach" wróciło mnie do „ młodych lat". Odżyły wspomnienia, poczułam napływ energii. Najbardziej wzruszyła mnie Twoja uwaga, że byłam młoda (co było prawdą), bo że „mądra" - to mocno naciągnięte, ja, żółtodziób nauczycielski, to niemożliwe. Zebrałam siły i właśnie pojechałam na 60-lecie Liceum; 7 maja poszłam na spotkanie jednej z klas w Łodzi na ich 25-lecie matury, a 14 maja pojechałam do Jadzi Binder do Zawiercia. Na uroczystości w Liceum spotkałam się z Basią Chłądzyńską i Lilką Najnigier, i z Wandzią Nowotną, i z wieloma innymi, których prosiłam o podanie nazwisk, ale i tak mi się wszyscy mylili. Na solidne pogaduszki było za mało czasu, ale przypomniałem sobie wiele spraw i ludzi. Usłyszałam tyle miłych słów od swoich uczniów i wychowanków, że wróciłam do Łodzi „ cała w skowronkach". Najbardziej ułatwiła mi ten pobyt Ewa Kapuścińska, która gościła mnie w swoim domu w Częstochowie, podwoziła samochodem. Mam już 71 lat. W XII Lic. Ogólnokształcącym im. St. Wyspiańskiego w Łodzi przepracowałam 30 lat (+ 5 lat w Kamienicy Polskiej) i 6 lat na emeryturze. Rozpoczęłam tam pracę w żeńskiej szkole (byla świeżo po obchodach 100-lecia, oczywiście przed wojną jako prywatna). To była dobra szkoła. Potem wprowadzono koedukację, a w niedługim czasie zorganizowano klasę z poszerzonym programem z matematyki. Z założenia mieli tę klasę prowadzić doktorzy z Uniwersytetu Łódzkiego, ale nim dogadano się co do warunków pracy i płacy przez Ministerstwo Oświaty i Ministerstwo Szkolnictwa Wyższego, minęło parę lat, wtedy uczyłam ja. Miałam b. zdolnych uczniów, ba niektórzy to talenty (do których nie umywałam się zdolnościami) ale jakoś pracowaliśmy. „Postęp polega na tym, że uczniowie są zdolniejsi od nauczycieli" — powiedział ktoś mądry (święta prawda!).
Wtedy trafili mi się olimpijczycy, którzy wyrobili mi „famę" dobrego nauczyciela. Myślę, że spełniłam swoje zadanie i w tych klasach, bo kiedy oddawałam je w ręce panów doktorów, to było b. dużo chętnych, a trzeba było przecież zdawać dodatkowy egzamin z matematyki. Potem pracowałam w klasach mat-fizycznych i o profilu ogólnym. Nie narzekam na młodzież. Miałam szczęście do zdolnej, wspaniałej młodzieży wszędzie, również w Kamienicy Polskiej. Doczekałam się w ubiegłym roku dwóch profesorów matematyki nominowanych przez Prezydenta RP (a myślę, że to nie koniec). Spośród moich wychowanków był poprzedni minister finansów Andrzej Raczko. Wprawdzie jego żona Danusia (są małżeństwem klasowym) była lepsza z matematyki, ale Andrzej był fenomenalny z historii. Obecnie pracuje w Międzynarodowym Funduszu Walutowym w Wa-szyngtonie. Tak, to moja słabość, lubię się chwalić uczniami. Wami również chwalę się, bo ludzie którzy pamiętają mnie po 40 latach, to niewspaniali ludzie? Starzeję się, zapominam, tylko jeszcze matematyka nie ucieka mi z pamięci.
Teodozja Wojciechowska
Postanowiłam zaprezentować Czytelnikom „Korzeni" fragmenty listu, który otrzymałam od Teodozji Wojciechowskiej, mojej nauczycielki matematyki w liceum w Kamienicy Polskiej. Wspominam ją z serdecznością, choć minęło ponad pół wieku od matury. Dołączam zdjęcie naszej klasy. Barbara Kaczkowska (Kraków) Źródło: Kwartalnik ,,Korzenie” nr91 , R XXIV , 4/2014r
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz