Łączna liczba wyświetleń

wtorek, 23 marca 2021

O tajnym nauczaniu i niemieckich sąsiadach.

 O tajnym nauczaniu i niemieckich sąsiadach.

O nauczaniu podczas okupacji prowadzonym przez Bronisławę Fazan i Eugenię Fazan pisano już w Korzeniach. Chciałbym przypomnieć inne osoby, którym nie poświęcono większej uwagi. Muszę przyznać, że nie byłem systematycznym czytelnikiem Korzeni, być może niektóre nazwiska będą przeze mnie powtórzone. Chodzi o następujące osoby: Janinę Domagalską, Natalię Najnigier (Sklarczyk), Czesławę Klar (córkę wójta), Bonifację Sitek, Wandę Rak oraz Teofila Pola (pisałem o nim w numerze 95.).



W starej chacie — obok niej stoi dziś pomnik poświęcony partyzantom — nauczał Eugeniusz Dragański. Aby odwrócić uwagę, a może wzbudzić współczucie sąsiadów Niemców, udawał kulawego. Nawet już po ucieczce Niemców przed Armią Czerwoną owo utykanie jeszcze przez dłuższy czas mu pozostało. Za sąsiadów miał niemieckich osadników, których prawem okupanta, uwłaszczono na gospodarstwie Tolka Ficenesa. Znany był z powodu szklanego oka. Często to oko mu wypadało i szukał go łyżką w rosole, czy też innej zupie. Uczniowie przychodzący do Dragańskiego nosili zeszyty w wiadrach udając, że przychodzą po wodę do studni znajdującej się z tyłu chaty. Od Ryszarda Ratmana (85-letniego) dowiedziałem się o innym punkcie nauczania, który mieścił się w domu Bielobradków, w pokoju po lewej stronie od frontu, na parterze.



Za płotem znajdował się posterunek żandarmerii. Jak twierdził pan Ryszard, uczestnik tajnego nauczania, żandarmi byli opłacani przez dwie nauczycielki — siostry. Jedna z nich nazywała się z męża Gall, ale nie była to moja rodzina. Mieszkały w Romanowie od początku okupacji, a po wojnie wyprowadziły się. Kiedyś wskutek jakiegoś donosu żandarmi podnieśli raban udając, że szukają miejsca nauczania. Zaczęli od najdalszego budynku na końcu uliczki noszącej dziś nazwę Aptecznej. Żandarmi celowo marudzili, by ktoś mógł w porę ostrzec nauczycielki, co też się stało. Wszyscy uczestnicy tajnego nauczania zdążyli w porę opuścić budynek. Mnie też nie ominęla nieprzyjemna przygoda w tym zakresie. Moją edukację rozpocząłem we wrześniu 1944 roku, u sąsiada zza płota— Władysława Kapuścińskiego. Chodził o lasce, gdyż jego kręgosłup doznał znacznego urazu. Nauczał ze względów patriotycznych, zresztą jak wszyscy inni, biorąc raczej symboliczną opłatę.



Zdjęcie rodzinne przed 1910r.Stoją od lewej.Zenon Kapuściński zginąl w powstaniu warszawskim,Władysław Kapuściński zginął w Dachau,Weronika Kapuścińska -Nowotna ,Franciszek Kapuściński ,Dominik Kapuściński,Siedzą od lewej Maria Kapuścińska -Walenta,Józefa Kapuścińska -matka,Teofil Kapuściński -ojciec,,Bronisława Kapuścińska-Ficenes Foto z albumu p.Grzegorza Sitka ,p.Alicji Sitek.

Był uczestnikiem wojny polsko-bolszewickiej jako kawalerzysta w stopniu sierżanta. Po sąsiedzku mieszkała niemiecka rodzina Weberów. Owi Weberowie uwłaszczeni zostali na gruntach i zagrodzie Rybaków, a że Weber był kowalem, zajął kuźnię Zygmunta Ficenesa, a tegoż Ficenesa, wraz z jego pasierbem Tadeuszem, zatrudnił jako swoich pracowników. Dwaj spośród synów Rolfa Webera, piętnastoletni Erwin i dwunastoletni Jakub, byli aktywnymi „hajotami" (członkami Hitlerjugend — HJ) i wraz z dwoma innymi synami osadników urządzali bardzo dziwne zabawy. Bawili się w chowanego w cudzych zabudowaniach. Ofiarą tych zabaw padł nawet wójt Antoni Klar W jego stodole odkryli tkaniny oddane mu na przechowanie przez żydowską tkacką rodzinę Goldsztajnów (Goldsteinów). Skutkiem tego było aresztowanie wójta. Miało to miejsce jesienią 1944 r. Oczywiście Goldsztajnowie już nigdy nie wrócili. Wataha owych hajotów wpadka również do domu Kapuścińskich.



Rodzina p.Kapuścińskich przed domem.Lata 30-te.Foto z albumu p.Grzegorza Sitka ,p.Alicji Sitek. .



Miejsce, gdzie stał dom p.p Kapuścińskich. 2014r

Byliśmy tam w komplecie wszyscy, uczniowie wraz z domownikami, oprócz mnie jeszcze Bogdan Cianciara, Czesława Łebek, Zofia Marsik i Wanda Wozignój (Rutkowska). —A, szkoła, szkoła ! — zawołał jeden z hajotów. Byli zapewne przekonani, że będziemy uciekać, ale siedzieliśmy osłupiali. Władysław Kapuściński, jak przystalo na frontowca, zachował całkowity spokój. Hajoci niecierpliwie przestępowali z nogi na nogę, po czym widząc, że się nic nie dzieje, wyszli z izby. Kapuściński, jak gdyby nic się nie stało, zaczął nam zadawać pracę domową. Powiedział: no to na dzisiaj koniec, powiadomię was, kiedy macie przyjść. Była to nasza ostatnia lekcja. Był to począek grudnia 1944 r. Po zastrzeleniu wiosną 1944 r. Józefa Lipeęckiego (pisałem o tym w Korzeniach nr 93. Weber nie odważył się z naszej wpadki zrobić żadnego użytku, zwłaszcza że zbliżała się Armia Czerwona, a Weber, początkowo butny i hardy, w miarę jej zbliżania się, stawał się podszyty strachem i roztrzęsiony. Dzięki temu wiele osób uniknęło Oświęcimia. Kim byli i jak się znaleźli w Kamienicy i inni niemieccy osadnicy nazywani przez nas haziajami" albo Rumunami? Zapewne Weber i inni pochodzili z tej wielonarodowościowej północy Bukowiny zajętej przez sowietów w 1940 r. Sowieci i Rzesza byli aliantami po rozbiorze Polski, na mocy porozumienia mniejszość niemiecka opuszczała owe tereny, a Niemcy osiedlali tę ludność na terenach polskich.



p.Wiesława Jankowska ok1945r.ul .M.Konopnickiej. Po lewej dom p.Rybaków,po prawej budynek kuźnicy p.Tadeusza Ficenasa. Foto z albumu Grzegorza Sitka ,p.Alicji Sitek.



Bukowina była zamieszkana przez wiele nacji. Mieszkali tam Rumuni, Ukraińcy, Niemcy, Polacy, Rosjanie, Żydzi, Ormianie i inni. W tym tyglu narodowościowym zapewne poznali język polski, potrafili porozumiewać się z miejscową ludnością. Tu chciałbym dodać, że sytuację narodowościową Bukowiny pozwoliła mi zrozumieć książka Anny Danielewicz ,,Z rumuńskiej Bukowiny na Dolny Śląsk” wydanej przez Ormiańskie Towarzystwo Kulturalne (książkę udostępnił mi Jerzy Maszczyk z Choronia). Nasi sąsiedzi (a raczej intruzi) Weberowie posiadali czterech synów. Najstarszym był osiemnastoletni Zygfryd, raczej odludek, Polakom przyglądał się z ciekawością, ale bez nienawiści, piętnastoletni Erwin, szyderczy i ruchliwy, inicjator wścibskich zabaw, dwunastoletni Jakub, patrzący z wyraźną pogardą na Polaków, materiał na nazistowskiego fanatyka, oraz siedmioletni Willi, okaz dziecięcej niewinności. Pod koniec lata 1944 r. Zygfryda wzięto do Wehrmachtu, a pod koniec tego roku Weberowie opuszczali Kamienicę. Parę dni po ich wyjeździe pojawił się Zygfryd, był odziany w cywilne ubranie, kurtka była przykrótka, ręce mial zziębnięte. Najwyraźniej zdezerterował. Wpadł do opuszczonego domu, a po chwili wypadł z niego, w oczach widoczny był strach. Mam takie przeświadczenie, że nigdy nie odnalazł swojej rodziny, jeśli w ogóle przeżył wojnę. Za dezercję groził mu stryczek ze strony Niemców. Nie wiem czemu, ale Zygfryd wzbudził moje współczucie. Na tym jednak nie kończy się historia Weberów. Moja siostra Róża pracując w biurowcu pewnej dużej firmy budowlanej we Wrocławiu spotkała na stanowisku inżyniera budowlanego Erwina Webera, co prawda zmienił imię na Edward (może pierwotnie takie miał?). Kiedy mu się przypomniała, udawał że to nie on. Był jednak wyraźnie nieprzyjemnie zaskoczony. A że siostra co miała w głowie, to i na języku, więc tajemnicy z tego nie czyniła. Siostra jadąca tramwajem na dworzec PKP (mieszkała w podwrocławskiej miejscowości) była przez pewien czas~ obserwowana przez dwóch podejrzanych typów. Zapewne chodziło o zastraszenie. Pewnego razu idąc galerią holu dyrekcji, widziała na dole odwiedzających Erwina rodziców Weber senior wydal jej się szczuplejszym i mniejszym, wyglądał na udręczonego, natomiast Weberowa nic się nie zmieniła. Siostra dowiedziała się, że rodzina Weberów mieszkała w pewnym przygranicznym miasteczku na Dolnym Śląsku. Życie często stwarza zaskakujące scenariusze. W latach 1953 — 1957 mieszkałem z matką i siostrą Różą w Legnicy. Po opuszczeniu przez nas Legnicy siostra spotkała się ze swoją przyjaciółką z tego miasta. Przyjaciółka zwierzyła się, że żyje „na kocią łapę" z pewnym handlarzem tekstyliami. — Jak się nazywa? — zapytała siostra — może go znam przypadkiem? — Jakub Weber — odpowiedziała. — Masz jego zdjęcie? Przyjaciółka pokazała jej fotografię. Nietrudno było rozpoznać naszego sąsiada. — Zapytaj go, czy przypomina sobie Kamienicę Polską. Było to jej ostatnie spotkanie z przyjaciółką. Pod koniec lat sześćdziesiatych siostra spotkała się z córką Józefa Lipeckiego, Jadwigą, podała jej nazwę miasteczka, w którym mieszkał Weber senior. Ale Jadzia zaniechała zemsty.

Autor wspomnień: p. Włodzimierz Gall Źródło: Kwartalnik historyczny Kongregacji Genealogicznej ,,KORZENIE” nr 102, R. XXVII, 3/2017r

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Z Kamienicy Polskiej. 1928r