Spotkanie ze śmiercią.
Dnia 7 września [1939 r.] przejeżdżałem rowerem przez Romanów, zaraz po powrocie z ucieczki przed Niemcami.
W Romanowie był sklep, do którego wstąpiłem po to, aby kupić zelówki do pantofli, które zdarłem w czasie wędrówki po lasach i różnych drogach. Razem z matką i młodszym rodzeństwem odbywaliśmy rajd w kierunku Kielc uciekając przed Niemcami. Rodzinie zastępowałem ojca, który został powołany na wojnę i walczył w Batalionach Obrony Narodowej w miejscowościach nadgranicznych koło Tarnowskich Gór. Po wyjściu ze sklepu z dokonanym zakupem dostrzegłem przed sklepem kilka ciężarówek pełnych niemieckiego wojska. Żołnierze ci patrzyli na mnie i niezrozumiale dla mnie żartowali. Pomyślałem, że z moich podwiniętych spodni, bo była wówczas w Polsce taka moda. Nie zwracając na nich uwagi pojechałem w kierunku Kamienicy. Ujechałem około dwustu metrów, kiedy usłyszałem głośne wołanie „Halt, halt". Zobaczyłem kilkunastu żołnierzy biegnących w moim kierunku. W rękach mieli karabiny z osadzonymi bagnetami gotowymi do strzału. O ucieczce nie było można myśleć. Żołnierze krzyczeli „Hande hoch!". Zeskoczyłem z roweru i wręczyłem go Niemcom w przekonaniu, że potrzebny jest im mój rower. Ale Niemcy odrzucili rower i jak wściekłe szatany bili mnie kolbami karabinów i dwukrotnie ranili bagnetem w podbrzusze. Kopali mnie ciężkimi butami i popychali mnie w kierunku palącego się domu rodziny Holeczków, których synowie leżeli już ciężko pobici.
.Stanisław Chwist .Zabity w dniu 07.09.1939r nad rzeką Kamieniczką w Romanowie.Źródło :,,Z ciemności śmierci do blasku życia" Ireneusz Cuglewski .Wspomnienia z lat 1939-45
Nieopodal przy drzewie stał też już ciężko ranny od kuli karabinowej mój znajomy dwudziestoletni Stanisław Chwist. Zauważyłem, że chwiał się na nogach i był bardzo pokrwawiony. Bity i kopany potoczyłem się na niego. Pomyślałem, że to już ostatnie moje chwile. Tłukli nas kolbami i pognali nad rzekę Kamieniczkę przez kładkę na drugą stronę rzeki. Tu zostałem uderzony w tył głowy karabinem i straciłem przytomność. Długo leżałem nieprzytomny a Niemcy myśleli, że już nie żyję. W tym czasie jeden z Niemców dobił rannego już wcześniej kolegę Stanisława Chwista. Kiedy odzyskałem przytomność, zacząłem szeptem wołać do kolegi. Ten jednak nie odzywał się ani nie dawał znaku życia. Zauważyłem, że wypływała spod niego kałuża krwi.(...) Udawałem nadal, że jestem nieżywy. Obserwowałem pilnie otoczenie i widziałem, jak Niemcy doprowadzali wielu mężczyzn z podniesionymi ręka-mi i popychali w stronę „smugi" - wolnego placu nad rzeką. Tam ustawione były karabiny maszynowe. Niemcy planowali strzelać do zakładników, którymi było kilkunastu mieszkańców Romanowa.
Obelisk znajdujący się przed budynkiem Urzędu Gminy w Kamienicy Polskiej, ku czci pomordowanych mieszkańców wsi w 1939 roku. Niemcy rozstrzelali 7 mieszkańców Kamienicy Polskiej oraz spalili kilkanaście zabudowań mieszkalnych i gospodarczych. Była to akcja represyjno-odwetowa za śmierć dwóch żołnierzy Wehrmachtu. Dla upamiętnienia tych tragicznych wydarzeń z inicjatywy koła ZBOWiD w Kamienicy Polskiej ufundowano obelisk. Odsłonięcie obelisku miało miejsce 9 września 1984 roku. „Pamięci Mieszkańców Kamienicy Polskiej Rozstrzelanych przez Najeźdźców Hitlerowskich dnia 7 września 1939 r. Społeczeństwo gminy Kamienica Polska Ferdynand Coner – 55 l Stanisław Chwist – 20 l Józef Łebek – 56 l Henryk Coner – 18 l Teofil Kidawa – 21 l Bronisław Szulc – 45 l Zygfryd Sitek – 23 l Nie płaczcie! Zduście jęk w gardle na myśl o zbrodni Pamięci tych co padli bądźcie godni Wieczyście godni”
W pewnym momencie podniosłem lekko głowę, ponieważ dostrzegłem żołnierza, który podszedł do mnie i odezwał sie po czesku. Był to prawdopodobnie „Sudet", bo ich powoływano do niemieckiego wojska. Zapytał mnie: „co Żyjesz, żyjesz?" i doprowadził mnie do żyjących jeszcze braci Holeczków. Razem odpro-wadził nas do ogólnej grupy około pięćdziesięciu mężczyzn. Po drodze pytał, kto tu w nocy strzelał i kto zerwał most, z którego do rzeki wpadło niemieckie auto ciężarowe. Odpowiedzieliśmy, że nie wiemy. Wszyscy byliśmy pewni, że tylko minuty dzielą nas od śmierci. Ale gdy najstarszy z grupy Polaków Bronisław Dojwa odezwał się do oficera, który miał wydać rozkaz rozstrzelania nas wszystkich, ten zapytał staruszka o zerwany most i o ludzi, którzy w nocy strzelali. Staruszek ze łzami w oczach starał się po niemiecku wyjaśnić, że most został zerwany przez wojsko polskie, a nikt z obecnych tu ludzi nie miał nic wspólnego z wcześniejszymi wydarzeniami i osoby przeznaczone do rozstrzelania są niewinne.
Obelisk znajdujący się przed budynkiem Urzędu Gminy w Kamienicy Polskiej, ku czci pomordowanych mieszkańców wsi w 1939 roku. Niemcy rozstrzelali 7 mieszkańców Kamienicy Polskiej oraz spalili kilkanaście zabudowań mieszkalnych i gospodarczych. Była to akcja represyjno-odwetowa za śmierć dwóch żołnierzy Wehrmachtu. Dla upamiętnienia tych tragicznych wydarzeń z inicjatywy koła ZBOWiD w Kamienicy Polskiej ufundowano obelisk. Odsłonięcie obelisku miało miejsce 9 września 1984 roku.
Oficer po namyśle zmienił decyzję i pozwolił staruszkowi się oddalić. My młodzi, zaczęliśmy również prosić oficera, aby darował nam życie. Oficer krzyczał bardzo zły „raus, raus", żebyśmy uciekali. W pobliżu paliło się kilka zabudowań i teren wokół był bardzo zadymiony. Po-spiesznie znikaliśmy w dymie, wskakując do rzeki i udaliśmy się w kierunku lasu. Biegnąc przez drogę z Józefem Krzechkim widzieliśmy leżących zabitych obok palących się ich domów Ferdynanda Conera i jego syna Henryka. Dalej przy drodze leżał zastrzelony mój stryjeczny brat Teofil Kidawa. Przy innych palących się budynkach leżeli zabici Józef Łebek, Bronisław Szulc i Zygfryd Sitek. Po tragicznym dniu 7 września 1939 roku i ukrywaniu się w lesie oraz po powrocie do zdrowia zmuszony zostałem do podjęcia pracy na dole w kopalni rudy żelaza, gdzie pracowałem bardzo ciężko aż do chwili aresztowania za organizowanie dynamitu dla ruchu oporu w kopalni.
Uroczystość państwowa przy obelisku znajdujący się przed budynkiem Urzędu Gminy w Kamienicy Polskiej. Przy obelisku p.Ireneusz Cuglewski. 2006r. Foto arch.
W domu były częste rewizje. Musiałem ukrywać się w pobliskich lasach i na strychach. Przysyłano mi wezwania do stawienia się na posterunku żandarmerii. Straszono mnie śmiercią. Były rewizje w mieszkaniu matki, Heleny Kidawy, która musiała cierpieć z mojego powodu. Wkrótce zostaliśmy zatrzymani z kolegą Janem Badorą ze Starczy w miejscowości Kalety. Stąd wywieziono nas do karnego obozu pracy przymusowej i niewolniczej w Blechlhammerlager - Ehrenforst. (...) Pracowaliśmy przy budowie wielkiej fabryki benzyny syntetycznej. (...) Przeżyłem tam aż do wyzwolenia w dniu 28 stycznia 1945 r.
Wspomnienia: Ryszard Kidawa
Przedruk z publikacji ,,Zniewoleni " XX lat Stowarzyszenia Polaków Poszkodowanych przez III Rzeszę w Częstochowskiem (1987-2007), pod red. Zbigniewa Grządzielskiego, Częstochowa 2007, s. 54-56 Źródło: Kwartalnik ,,Korzenie” nr66 , R XVIII, 3/2008r
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz