Łączna liczba wyświetleń

sobota, 20 marca 2021

PAMIĘTNIK TKACZA

 PAMIĘTNIK TKACZA

Dokładnie przeczytałam 52. numer „Korzeni" a w nim artykuł „Pamięć -substancja magiczna". Zastanowiłam się nad stwierdzeniem „nie dysponujemy pamiętnikiem tkacza", „ciekawa byłaby również relacja o sposobie zbywania swych towarów". Na ten temat mogę coś powiedzieć -jestem dzieckiem tkacza.



Ulotka informacyjna o produkcie Tkalni Płócień Kolorowych Jana Cianciary .Okres międzywojenny.Udostępnił p. Andrzej Kuśnierczyk



Pismo Tygodniowe ,,ZARANIE" nr 14,Warszawa 7 kwietnia 1910r. Źródło sbc.wbp.kielce.pl/Content/29458/Zaranie_1910_14.pdf

Nie jestem zorientowana, kto kupował towary hurtowo z firmy pp.Cianciarów - mogę jednak przypomnieć, jak i gdzie sprzedawali swoje towary mniejsi kupcy, jak np. mój ojciec - Roman Gall. Materiały wywoził do odległych miejscowości z stacji kolejowej w Poraju. Osobiście pomagałam ojcu przenosić materiał na plecach. Dowoził materiały do następujących miejscowości: Kielce, Jędrzejów, Sędziszów, czasem do Żarek i Koziegłów. Także do Zawiercia, gdzie należał do Stowarzyszenia Kupców Polskich. W Zawierciu była szkoła, gimazjum kupieckie, do której ojciec mnie zapisał- uczęszczałam tam od 1935 do 1937 roku. Większą część materiałów sprzedawał ojciec Żydom z Częstochowy. Głównym odbiorcą była rodzina Frydrychów tzn. pani Frydrychowa z synami. Niejednokrotnie ratowała nas w krytycznych sytuacjach od głodu. Materiały mieliśmy w zapasie, ale nie było ich gdzie upłynniać. Zdarzało się że i u Żydów nie można było sprzedać, ale p. Frydrychowa przyjmowała niejednokrotnie z litości, znając warunki materialne każdego tkacza w Kamienicy Polskiej i Hucie Starej.



Broszura reklamowa Tkalni Płócień Kolorowych . Jana Cianciary. 1909r. Zbiory Muzeum Regionalnego w Kamienicy Polskiej

Miała duże zapasy materiału ale mówiła, że te kilka sztuk mogą jeszcze leżeć na składzie: Przy okazji wspomnę o ciekawej historii należącej do kroniki Kamienicy Polskiej. Ojciec wielodzietnej rodziny (ok siedmioro dzieci) przyszedł do p. Frydrychowej i chciał sprzedać ziemię w Kamienicy Polskiej. Żydówka nie chciała kupić tłumacząc, że nie powinien pozbywać się ziemi - żywicielki ze względu na dzieci. Uparty ojciec powiedział, że pójdzie do kogo innego. W takiej sytuacji p. Frydrychowa zgodziła się i odkupiła ziemię. Tymczasem znalazł się „uczynny" sąsiad przez miedzę i chciał odkupić działkę, znając sytuację sąsiada. Wiedział, że ojciec zabrał pieniądze, zostawił żonę i wyjechał w nieznane. Pani Frydrychowa nie sprzedała działki, powiedziała owemu sąsiadowi, że któreś z dorastających dzieci może kiedyś wykupi zimię. Zostawiła działkę dzieciom nie pobierając żadnej opłaty. Największy kryzys, o ile pamiętam, był w latach trzydziestych.



p.Józef Neugebauer przy krośnie tkackim pochodzący z Kamienicy Polskiej mieszkaniec Huta Stara A .Lata 60-te.Zbiory Muzeum Regionalnego w Kamienicy Polskiej

Materiały leżały na składzie, ale nie było odbiorców. A wybór materiałów był wspaniały: czysto białe surówki, pościelowe, materiały na wsypy (czerwone), przez które nie przechodziło pierze, „kiper", cieniusienkie płótno mako na koszule i cienką damską bieliznę. Były materiały wielokolorowe na sukienki i koszule robocze. Różne kratki, paski i jed-nokolorowe. Materiały były piękne, kolory trwałe. O trwałości świadczyć może fakt, że bieliznę pościelową z białej surówki i serwetki haftowane używam do dziś - są w dobrym stanie. Kolorowe rzeczy można byk prać razem z białą bielizną. Mój ojciec był tkaczem, ale ukończył również szkolenie w zakresie farbiarstwa. Szkolenie prowadzili Niemcy w Łodzi. Farby do naszych płócienek sprowadzał ojciec z Niemiec.



Stół do drukowania ,,parasolówki " Zbiory Muzeum Regionalnego w Kamienicy Polskiej.

Jeszcze do niedawna były na strychu puszki aluminiowe po farbach ze znakami IG Farbenindustrie, niestety, ta sama firma produkowała podczas okupacji trujące gazy do komór gazowych, m. in. Oświęcimia. Gdy ojciec farbował, zgłaszały się sąsiadki z różnymi materiałami i odzieżą. Ojciec farbował na dany kolor, jaki miał w kotle. Farbiarnię mieliśmy w podwórzu (stoi do dziś, przy ul. Konopnickiej 101). Byty tam dwa duże kotły, jeden do farbowania, drugi do gotowania bawełny. W wodzie po gotowaniu bawełny mamusia urządzała nam kąpiel, twierdziła, że są to zdrowe ziola. Woda była brązowa jak ciemna herbata. Po wyjściu z wody wyglądałyśmy tak jakbyśmy chorowały na żółtaczkę. Śmiałyśmy się jedna z drugiej, bo wyglądałyśmy niczym Chińczyki. Bawełnę przed podaniem do produkcji trzeba byk gotować i wybielać, chlorkować albo farbować. Bawełnę sprowadzaliśmy w większej ilości z fabryki „Częstochowianka" z Częstochowy. Pamiętam, że byty okresy dobrego handlu, mieliśmy zarejestrowanych kilkanaście krosien, okresowo do dwudziestu. Pracowali dla nas ludzie z Rudnika Małego i Dużego, Kozłowca, Wanat, Zawisny, Zawady I i II oraz z Jastrzębia.



Pracownicy Chrześcijańskiej Spółdzielni "Tkacz" zarządzanej przez majstra Franciszka Szejna (na zdjęciu siedzi w środku w jasnym ubraniu) - przejętej w drugiej połowie latach 20.XX w. przez Spółkę Akcyjną "Warta" z Częstochowy. Po wojnie obiekt nazywany był "Częstochowianką" z tej racji, że była to filia Częstochowskich Zakładów Przemysłu Bawełnianego. Fotogafię wykonał zakład Andrzeja Męcika z Zawiercia. Zdjęcie ze zbiorów p. E.Jędrzejewskiego - Archiwum "Korzeni". Udostępnił p.Andrzej Kuśnierczyk

W latach 1934-1937 taki był zastój z towarami, ze już nie można byto uprawiać tkactwa. Wiele czynników się do tego przyczyniło. Założono w Kamienicy Polskiej fabrykę włókienniczą, mniej więcej w tym samym czasie wprowadzono krosna elektryczne. Był to również kryzys ogólnoświatowy. Ojciec z konieczności musiał zmienić zawód: pracował jako górnik pod ziemią w okolicach Konopisk w kopalni rudy żelaza. Do takiej pracy nie miał zdrowia ani chęci, ani siły. Pracował krótko, może dwa lata, zachorował i zmarł w 1939 r - w 51. roku życia. Ojciec pracował dużo społecznie, w związkach zawodowych, ale ta działalność przysparzała tylko dużo kłopotów. Często był zwalniany z pracy, co powodowało niedostatek w rodzinie. Ojciec byl również radnym w Urzędzie Gminy Kamienica Polska przez kilka kadencji, był delegatem do Warszawy. Brał udział w wyborach do sejmu i do rady gminnej. Przemysł włókienniczy stopniowo wypierał rękodzielnictwo. Jeszcze podczas okupacji tkactwo istniało, ale już bardziej dla potrzeb własnych. Po wojnie, od roku 1945 roku, jeszcze kilka lat tkactwo istniało.



Izba tradycji i pamięci w Szkole Podstawowej nr2 w Kamienicy Polskiej 1980r.Foto kroniki Szkoły Podstawowej im. H. Sienkiewicza w Kamienicy Polskiej



Centralne Muzeum Włókiennictwa w Łodzi.Krosno tkackie w zbiorach muzeum pozyskane z terenu Kamienicy Polskiej w okresie miedzywojennym datowane na ok 1900r .Redaktor naczelny Kwartalnika ,,Korzenie " p.Andrzej Kuśnierczyk.

Ręczne krosna przestały funkcjonować w latach 50. W latach 50. jeździli po wsiach przedstawiciele różnych zespołów regionalnych i kupowali sprzęt tkacki. Pamiętam, że rodzice sprzedali krosno, maszynę do szpulowania przędzy, „szpulerz", kołowrotek (jeden zostawiłam sobie na pamiątkę, jest obecnie u mojej wnuczki - Ewy Górniak - jako eksponat i pamiątka rodzinna). Prawdopodobnie gdzieś w Dobrodzieniu znalazłyby się jeszcze pojedyncze eksponaty tkackie. Warto byłoby się tym zainteresować. Tyle zostało w mojej pamięci. Dzielę się tym z moimi krajanami.
Wspomnienia: Wanda Gall- Górniak (Częstochowa) Źródło: Kwartalnik ,,Korzenie” nr53 , R XV , 2/2005r Fotografie: Archiwum ,,Korzenie”, Zbiory Muzeum Regionalnego w Kamienicy Polskiej

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

„Tkacz" sprzedany na licytacji. 1932r