Łączna liczba wyświetleń

wtorek, 30 marca 2021

WYKOPKI. Wspomnienia: KRYSPINA GRUSZKOWA

 WYKOPKI. Wspomnienia: KRYSPINA GRUSZKOWA

Przyszła jesień. Liście na drzewach pożółkły. Na polach wzmożona praca. Wykopki, siewy ozimin. Przed kilkudziesięcioma laty pola w naszej wsi o tej porze roku tętniły życiem. Teraz tu cicho. Żyzne gleby leżą odłogiem. Jak okiem siegnąć tylko splątane bezużyteczne trawy. Przyszedł mi na myśl dzień - nie pamiętam dokładnie roku - na kilka lat przed wojną. Po powrocie ze szkoły poszłam do znamy na pole. Wykopywała ziemniaki na niewielkim poletku. W tym dniu palił się Choroń. Patrzyłyśmy z mamą na dogasającą już pożogę. Wieś położona była na pochyłym stoku, widać ją było wtedy bardzo wyraźnie.



Wiosenne prace w ogrodzie w Kamienicy Polskiej. Lata 30-te. Pierwsza z lewej p. Jadwiga Najnigier, druga z prawej p. Zofia Wagner (Leszczyńska). Udostępniła p. Barbara Krajewska.

W małych gospodarstwach każdy własnymi rękami wygrzebywał wszystko to, co przez wiosnę i lato urosło. Małymi wózkami zwożono plony do domu. Czasami do tych wózków zaprzągano ubrane w chomąta krowy. Konie były tylko w większych gospodarstwach. Tam też do większych prac polowych wynajmowano wyrobników. W zamian za pomoc przy wykopkach ziemniaków gospodynie urządzały sute przyjecia, poczęstunki z muzyką i tańcami. Pamiętam takie wykopki w gospodarstwie Franciszka Rybaka. Pani Janina Rybakowa umiała wszystkich zadowolić swymi kulinarnymi wyczynami. Gdy wspominam gospodarstwo Rybaków, nie mogę nie napisać o wielkim brytanie, który miał budę na podwórku. Wołali na niego „Orzech". Koń pana Franciszka, kiedy nie był w zaprzęgu, pasł się na łące nad rzeką. Nieraz przeszedł przez wodę. Po łąkach należących do Zawady stadami chodziły gęsi. Na widok zbliżającego się konia z wielkim wrzaskiem rozbiegały się. Wtedy pan Franciszek krzyczał: „Orzech, przypro-wadź konia!". Orzech obszczekując kasztanka ze wszystkich stron doprowadzał go na podwórko. Kiedy pogoda w wykopki dopisywała, przywiezione z pola płody sypano wprost do piwnicy. Prawie w każdym starym domu były pod kuchnią głębokie piwnice. Wchodziło się do nich po drabinkach przez umieszczone w kuchennej podłodze drzwiczki. Ściany piwnicy były wyłożone płaskimi kamieniami, nie było podłogi, tylko ubita ziemia. W takiej piwnicy wydzielono grudze, oddzielnie na marchew i buraki, osobno na ziemniaki. Buraki pastewne dla bydła przechowywane były w grudzach umieszczonych w oborach. Ziemniaki wsypywało się do piwnicy przy pomocy drewnianej rwy, umieszczonej pochyło w wychodzącym na dwór okienku.



Bywały jednak bardzo deszczowe jesienie, wtedy trzeba było mokre płody sypać na klepisko w stodole i trzymać je tam do wyschnięcia. W piwnicach gromadzono zapas okopowych na całą zimę. Pozostałą część do spożycia wiosną i na przednówku oraz sa-dzeniaki przechowywano w kopcach. W większych gospodarstwach urządzano dwa lub trzy kopce. Dobrze pamiętam jak wyglądały. Wykopywano w ziemi kilkudziesięciocentymetrowy dół o wymiarach około trzy na pięć metrów. Bywały także i większe. Sypano do niego stertę ziemniaków, którą okrywano grubą warstwą słomy i obsypywano ziemią. W środku usypiska wetknięta była zbita z desek rura z daszkiem u góry. Stanowiła ona wentylację kopca. Kiedy było bliżej zimy i nadchodziły mrozy, rurę szczelnie zatykano, a kopiec okrywano zgrabionymi zeschłymi liśćmi. Dodatkową pierzynką otulającą zimą kopiec był śnieg. Gdy zima przeszła i słońce mocniej przygrzało a w przyrodzie budziło się życie - kopce rozbierano. W wiklinowych lub wyplecionych z korzeni (ćwierciowych) koszykach wybrane ziemniaki zanoszono na klepisko w stodole. Wspomnienia: KRYSPINA GRUSZKOWA Źródło: Kwartalnik ,,Korzenie" nr.59, R XVI, 4/2006

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

„Tkacz" sprzedany na licytacji. 1932r