Nasze Liceum. Wspomnienie.
Mija już 63 lata istnienia szkoły, a nasze liceum nie straciło nic ze swego uroku. Nowoczesna elewacja, odnowione korytarze i sale lekcyjne, uporządkowane chodniki i boisko ze sztuczną nawierzchnią, ale klimat azylu wśród drzew, z dala od zgiełku miasta, pozostał. Miałam okazję się o tym przekonać czekając na córkę, gdy pisała tego roku egzamin maturalny z chemii. Siedziałam na ławce w zupełnej ciszy, a raczej ciszy wypełnionej odgłosami lasu i wspominałam swoją maturę i lata spędzone w szkole.
To był najszczęśliwszy okres, bez trosk dorosłego życia. Jakże śmieszne dziś wydają się lęki przed gniewem prof. Jadwigi Kapkowskiej, nauczycielki języka niemieckiego, która była postrachem wielu „roczników" i stała się niezaprzeczalną legendą tego liceum. Ileż anegdot powstało, przekazywanych kolejnym klasom wraz z informacjami o jej ulubionych kwiatach (koniecznie żółtych) i innych przyzwyczajeniach. Mieszkała w Bystrzanowicach (gmina Janów), skąd nie było bezpo-średniego połączenia do Romanowa i codzienna podróż do szkoły, szczególnie zimą, była nielwia wyczynem. Po latach, gdy koleżanki spotkały panią Profesor, okazała się sympatyczną starszą panią, która ze swadą prosiła swych uczniów o darowanie jej wszystkich wobec nich złośliwości. Nie mniejszy respekt wzbudzał dyrektor Zygmunt Lipiarz, nauczyciel języka rosyjskiego.
Kierował szkolą „twardą ręką", był świetnym pedagogiem i dobrze rozumiał towarzyszące dojrzewaniu okresy „burzy i naporu". Po odejściu Zygmunta Lipiarza na emeryturę, dyrektorką szkoły została Irena Sikora, nauczycielka języka polskiego. Była bardzo oddana szkole, a uczniów otaczała wręcz matczyną opieką. Z wielką estymą wspominam dwie nauczycielki: Marię Szumerę - matematyczkę i Zofię Domagałę, nauczycielkę chemii. Obie sprawiły, że polubiłam te przedmioty. Cieszyły się najwyższym autorytetem wśród uczniów, zawsze opanowane, świetnie przekazujące wiedzę, traktujące nas z serdeczną wyrozumiałością. Zofia Domagała była również wzorem elegancji, z podziwem obserwowałam jej stroje, których każde elementy zawsze idealnie współgrały. Na lekcjach języka polskiego u prof. Moniki Jury do perfekcji opanowaliśmy umiejętność pisania konspektów. Spośród młodszej kadry serdecznie wspominam nauczycielki wychowania fizycznego: Elżbietę Jasicką i Krystynę Kowalczyk. Kiedy spotykamy się z nimi na zjazdach absolwentów, ze wzruszeniem razem wspominamy atmosferę szkolnych lat, ten ciepły, prawie rodzinny nastrój, właściwy, co obie panie zgodnie potwierdzają, tylko tej szkole.
To prawda, ta szkoła ma dobrą aurę, choć przez długie lata swego istnienia przeszła różne koleje losu. Warta jest każdego działania, aby dobrze służyła następnym pokoleniom. Uczniowie mogą zdobyć w jej murach nie tylko rzetelną wiedzę, ale także posmakować realizowania własnych idei. To zasługa dyrektora Mariana Kaźmierczaka, który od lat umożliwia uczniom międzynarodowe kontakty i współpracę z wieloma europejskimi szkołami. Ze zdziwieniem dowiaduję się, że jest coraz mniej chętnych do podjęcia nauki w liceum „na górce". To smutne, że w pobliskim gimnazjum, noszącym zaszczytne imię Agnieszki Osieckiej, nie propaguje się idei kon-tynuowania edukacji w miejscowym - to znaczy „naszym" liceum. Jest to wiejskie liceum ogólnokształcące, ale liceum z tradycjami i o szerokich horyzontach. To nie miejsca tworzą ludzi, ale ludzie - miejsca. Trzeba tylko chęci.
Autor: Iwona Coner, absolwentka 1982r Źródło: Kwartalnik historyczny Kongregacji Genealogicznej ,,KORZENIE” nr 69, R. XIX, 2/2009r
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz