Sagi rodzinnej ciąg dalszy. Stanisław Cianciara
Było to za czasów dziedzica Floriana Sadowskiego, gdy ten postanowił sprzedać wieś. Jego wysłannicy szukający wiarygodnych kupców dotarli między innymi na Morawy i w Góry Orlickie w okolice Dobruśki. Na kupno ziemi i wyjazd do Kamienicy zdecydował się Józef Cianciara (Ćanćara) mieszkający wraz z żoną Joanną z Kucharów i dwoma synami w Spaleninie w Górach Orlickich. Miał 46 lat (ur. W 1772), gdy z rodziną przybyl do naszej wsi. Jego starszy syn Franciszek ożeniony z Franciszką Stanikowską dał początek rodowi Cianciarów w Kamienicy i Łodzi. Do Łodzi wyniósł się jego syn Frydrych. Bracia Frydrycha: Antoni, Aleksander i Walerian pozostali w Kamienicy. Frydrych tak jak i ojciec był tkaczem („ręcznym"). Ożenionemu z Rozalią Jung jeszcze w Kamienicy urodził się syn Ignacy. To on i Zofia Brycht dali początek łódzkiej linii Cianciarów.
Stanisław Cianciara (ur 1891 w Łodzi zm 1952) .Rodzice-Ignacy Cianciara(ur w Kamienicy Polskiej w1865) oraz Zofia zd.Brycht ur 1865 w Stanisławowie.Wyrokiem z dnia 8-9 października 1912 skazany na zesłanie na Syberię za "Udział w przestępczym zrzeszeniu,które przyswoiło sobie nazwę NARODOWY ZWIĄZEK ROBOTNICZY wiedząc iż ma ono na celu gwałtowne,drogą zbrojnego powstania odpowiednio przygotowanych mas ludowych,oderwanie od Imperium Rosyjskiego gubernii Królestwa Polskiego i utworzenie z nich >swobodnego i niezawisłego państwa polskiego w historycznych granicach Rzeczypospolitej>,wiedząc również,że posiada ono w swym rozporządzeniu oddziały bojowe i składy broni ".Aktywny uczestnik Komitetu Plebiscytowego dla Górnego Śląska.Członek Ligii Morskiej i Rzecznej i jednocześnie propagator dostępu Polski do Bałtyku.Autor licznych publikacji .Kawaler Krzyża Niepodległości nadanego 16 marca 1937 roku przez Prezydenta Rzeczypospolitej Ignacego Mościckiego..Foto z albumu p.Konrada Cianciary
Wśród jego dzieci szczególną uwagę przyciąga ur. w 1891 r. Stanisław. Gdy ukończył 19 lat był już świadomym działaczem niepodległościowym. Z wyroku Specjalnego Departamentu Warszawskiej Izby Sądowej na mocy Ukazu Jego Cesarskiej Mości dowiadujemy się, że razem z innymi „brai udział w przestępczym zrzeszeniu... wiedząc, iż ma ono na celu gwałtowne, drogą zbrojnego powsta-nia... oderwanie od Imperium Rosyjskiego guberni Królestwa Polskiego i utworzenie z nich swobodnego i niezawisłego państwa polskiego w historycznych granicach Rzeczypospolitej." To przestępcze zrzeszenie nosiło nazwę „Narodowy Związek Robotniczy". Początkowo kara miała być bardzo surowa (zesłanie na katorgę na czas od 4 do 15 lat) - ale ze względu na młody wiek -została złagodzona na „zesłanie na osiedlenie" (dwu oskarżonych). Pozostałym (także dwu) podtrzymano karę katorgi. Miało to być zesłanie dożywotnie - ale zostało zmienione na cztery lata. Dlaczego? Otóż, gdy oskarżeni siedzieli jeszcze w Łodzi w więzieniu doświadczyli (i oczywiście nie tylko oni) okrucieństwa jego naczelnika. Mając kontakty z ludźmi na wolności zorganizowali nękanie naczelnika i jego rodziny. Po pewnym czasie na-czelnik przyszedł do nich i powiedział: ,,Powiedzcie tym, co na mnie napadają, że się zmieniłem i żeby dali spokój mojej rodzinie i mnie." Być może, że to on wpłynął na złagodzenie kary. Stanisław wrócił „z osiedlenia" znad Jeniseju po półtora roku. Uciekł? Ciekawe, że po powrocie pracował jako kasjer w gazowni. Jak to możliwe, dla zesłańca? Może wrócił pod przybranym nazwiskiem, a do swojego wrócił już po wybuchu I wojny światowej? Wrócił do Łodzi i do „Narodowego Związku Robotniczego". Wydaje broszu-ry, np.: „Uczmy się obradować"„,Prawda o bolszewikach", „Górny Śląska Polska". Działa w Łódzkim Okręgowym Komitecie Plebiscytowym dla Górnego Śląska i w Łódzkim Komitecie Doraźnej Pomocy dla Górnoślązaków. W 1920 r. pisze broszurę
https://polona.pl/item/co-da-polsce-gorny-slask,NjkzMjgyNDI/0/#info:metadata
„Co da Polsce Górny Śląsk?" (cały dochód przeznaczony na plebiscyt na Górnym Śląsku). W 1920 r. znalazł się na Wołyniu biorąc udział w wojnie polsko-sowieckiej (istnieje zdjęcie Stanisława w okopach). W 1921 r. żeni się z Heleną Zaborowską z Krzemieńca. W roku 1937 zarządzeniem Władz Naczelnych Rzeczpospolitej Polskiej podpisanym przez prezydenta Ignacego Mościckiego został odznaczony Krzyżem Niepodległości za pracę „w dziele odzy-skania tejże niepodległości". Relacja na podstawie dokumentów zebranych przez Konrada Cianciarę. Autor: Barbara Kaczkowska (Kraków)
WIGILIA NA SYBERII Po dwuletnim blisko siedzeniu w więzieniu łódzkim - w październiku 1912 roku zostało nas czterech skazanych za należenie do Narodowego Związku Robotniczego w Łodzi: Hilczer Antoni na 9 lat katorgi, Jędraszczyk Ignacy na 4 lata katorgi, ja zaś oraz Marciszewski Feliks na dożywotnie osiedlenie na Syberii. Dnia 13 kwietnia 1913 r wysłano nas 2 osiedleńców z Piotrkowa do wsi Tasiejewo w gub. jenisiejskiej. Blisko 9 tysięcy wiorst podróży odbyliśmy w ciągu 60 dni. Do wsi Tasiejewa przyjechaliśmy 12 czerwca i zastaliśmy tam Polaków - Wa-cława Żebrowskiego - enzeterowca z Warszawy, 7 rodzin powstańców z 1863 r oraz kilku pepesowców. A gdy następne transporty zaczęły napływać - wkrótce znalazło się w Tesiejewie około 60 Polaków. Jednym z pierwszych naszych zadań było nawiązanie stosunków z kolegami enzeterowcami zesłańcami za sprawy kk Urbaniaka i Wojewódzkiego o Mali-nowskim, Karlińskim, Tagowskimi innymi. Nadto nawiązaliśmy też stosunki z polskimi emigrantami, górnikami z Zagłębia Dąbrowskiego, którzy dali się uwieść obietnicom płatnych agentów i w czerwcu 1910 r wyemigrowali na Syberię. 20 rodzin osiedliło się w gub. irkuckiej a 33 rodziny w gub.jerdsiejskiej w pow. końskim o 120 wiorst od Tasiejewa. Na kilka dni przed Bożym Narodzeniem dostaliśmy od nich zaproszenie na „Wigilijny opłatek". Na dwa dni przed wigilią na dwóch lekkich saniach przy 40-stopniowym mrozie wyruszyło nas czterech w drogę przez odwieczną tajgę syberyjską - odwiedzając po drodze zesłańców z 1863. (...) Zajeżdżamy do p. J., byłego górnika kopalni Renard w Sosnowcu. Wchodzimy do jednej izby, w której oprócz rodziny p. J. liczącej 6 osób, psa, paru kur, pieca, stołu, ławy i coś w rodzaju więziennego tapaczana nic więcej nie ma. Tylko choinka i przywieziony z Polski obraz „Częstochowskiej" .(.) Na wieść, że przyjechali „goście" zeszli się wszyscy do domu p. J. gdzie po serdecznym powitaniu zakrzątnęliśmy się kolo wieczerzy, naturalnie wszystko przy-wieźliśmy ze sobą - gdyż u tych biedaków na święta oprócz chleba, kartofli i herbaty nic więcej nie było. Po spożyciu wigilii i odśpiewaniu kolęd zanuciliśmy „Boże coś Polskę" i „Jeszcze Polska nie zginęła". W czasie śpiewu oczy ich zaczynają nabierać jakiegoś blasku - coś jakby w nich się odradzało i przypominało... Zapatrzeni gdzieś w dal przypominali sobie kraj rodzinny - czarne otchłanie kopalń, dalej zmaganie się w walce o kawałek marnego chleba, strajki; rewolucja, nędza i brak widoków na przyszłość - a wreszcie i emigracja w głuche tajgi sybirskie... Długo trawało potem wśród nas milczenie (...) I wtedy to, my zesłańcy odczuliśmy, iż ci ludzie przybyli tu z własnej woli przechodzili jedną z najcięższych katorg a nasze przymusowe zesłanie w porównaniu z ich losem - było niewinną zabawką.
Stanisław Cianciara
Od redakcji. Tekst wydrukowany w dzienniku „Praca" (nr 350) z 23 grudnia 1920r Źródło: Kwartalnik ,,Korzenie” nr50-51, R.: XIV, 3-4/2004 https://polona.pl/item/co-da-polsce-gorny-slask,NjkzMjgyNDI/0/#info:metadata
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz