Łączna liczba wyświetleń

wtorek, 30 marca 2021

SPOZA SZLICHTY.

 SPOZA SZLICHTY.

Nie jestem rodowitym kamieniczaninem, przybyłem do Kamienicy Polskiej bez mała 40 lat temu za głosem serca i tu zamierzam złożyć swoje kości. Waham się w takim razie, czy mam prawo wypowiedzi w sprawach Kamienicy, skoro jestem tu „przybytni". Jednak przekonują mnie znajomi, że spojrzenie kogoś takiego może być ciekawe. Na początku społeczność przyjmowała mnie serdecznie, ale i nieufnie, podstawowe pytania to: ktoś ty i skąd? Ale teraz, skoro pozdrawiają mnie, często nieznani ludzie i to bardzo młodzi, to mam pewien powód do dumy. Myślę sobie: jest dobrze, chociaż przez te lata bywały momenty z pytaniem: ki diabeł przywiódł mnie tutaj? Jest dobrze, bo nawet Hastermanek mnie nie straszy, chociaż zamieszkuje blisko mnie, bo pod Pusza mostem. Kiedy czasem wybiorę się wieczorem nad rzekę, w tym roku jest to możliwe, bo brak komarów, to słyszę: a to coś pluśnie w wodzie, a to westchnie, zaszeleści w zaroślach, zatrzeszczy w gałęziach drzew, jakby dawał znać — jestem tu ... ale tak ogólnie, to żyjemy w komitywie. Wracając do rzeczywistości przybyłem z głębokiej Kielecczyzny, to jest „scyzoryk--landu", jak mawiają niektórzy. Przepracowałem wiele lat w firmie „Osiny", obecnie emerytura.



Pierwszy mój kontakt z Kamienicą miał miejsce w czasach mojej nauki w szkole górniczej, kiedy to przyjechaliśmy całą klasą z Częstochowy na pogrzeb pana Czesława Rotmana (zginął od pioruna), ojca naszego szkolnego kolegi Jacka. Po zamieszkaniu w Kamienicy zetknąłem się z nowymi słowami, nazwami (jak choćby tytułowa szlichta), czyli jak to się elegancko mówi z językiem kamieniczan. Z większością słów i nazw nie miałem problemu, ale terminologia tkacka, to dla mnie do tej pory czarna magia. Pracując w firmie „Osiny", czy to pod nazwą Kopalnia Rudy Żelaza lub Zakład Budowy Maszyn, stykałem się z ludźmi zamieszkującymi rozległą okolicę, którym „Osiny" zapewniały przewóz od Garnka koło Kłomnic po Gniazdów, a może jeszcze z dalszych stron. Mieszkańcy poszczególnych miejscowości mieli swoje przezwiska, przydomki —trudno mi dobrać właściwe określenie — czasem żartobliwe, czasem uszczypliwe. A zatem:

Kamienica - szlichciorze
Częstochowa — balkoniarze Zawada II — barchaniorze
Zawisna - kociorze
Siedlec -miodziarze
Koziegłowy —kapelusze
Huta Stara A —NRF
Huta Stara B —NRD
Wrzosowa -trumniorze



Skąd się wzięty te przezwiska, to inny temat, nierzadko wstydliwy. Nie przypominam sobie nazw mieszkańców Osin, czy Poczesnej, ale gdy ktoś chciał dokuczyć tym z Osin, to pytał, dlaczego po obiedzie dłubią w zębach, skoro na obiad codziennie maja kartofle z kwaśnym mlekiem? Kamieniczan. np. ,,Idź lepiej gotować szlichtę”. ale to było do obiboków i tym podobnych ciućmoków, gnębiono pytaniem: dlaczego przez Kamienicę nieprzebiega kolej. choć były- takie plany? Pytający sam udzielał odpowiedzi: bo przy wytyczaniu trasy tory miały przebiegać przez klepisko stodoły jednego z gospodarzy. a ten kategorycznie oświadczał, że nie będzie otwierał i zamykał wrót dla przejeżdżamjacych pociągów i trasę przesunięto do Poraja. Padało również powiedzenie ..nasz kościół nasze ławki”, jakby kogoś spoza Kamienicy wyproszono z ławki kościelnej. Poczesna miała swoją kolej kopalnianą, wąskotorową, którą za żywota kopalń, można było dotrzeć nawet do Kłobucka, ale tylko teoretycznie, bo była we władaniu trzech oddzielnych dyrekcji. Chcąc przygadać pocześniakom, mówiono, że gdy robią świniobicie pobliżu torów, to wodę grzeją nawet w dwóch parowozach, tylko że świniak jest taki „wieki", że daje się zawiesić do rozbiórki na szufladzie stołu. Jaki był, taki był, ale maszynista parowozu świeżego krupnioka na drugi dzień kosztował. Po pół litra do „babki" parowozem też „skakano". Takie to uszczypliwości wywoływały w zasadzie pewne rozbawienie, wesołość, chyba, że trafiło się na kogoś bez poczucia humoru. Należało się tylko odgryźć pięknym za nadobne. Gorzej bywało na przykład na zabawie tanecznej, przy kielichu, gdy się komuś coś wymsknęło — wówczas draka pewna. Na zakończenie wrócę do słownika kamieniczan, drukowanego odcinkami w kilku numerach ,Korzeni". Może go ponowić w całości, w którymś numerze? Poddaję pod rozwagę Redakcji. Autor: Stanisław Bryk Źródło: Kwartalnik historyczny Kongregacji Genealogicznej ,,KORZENIE” nr 94, R. XXV, 3/2015

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

„Tkacz" sprzedany na licytacji. 1932r