Łączna liczba wyświetleń

czwartek, 11 marca 2021

O dziadku Bronku. Autor: Wiesław Macoch

 O dziadku Bronku. Autor:Wiesław Macoch

Z inicjatywy Sławka mojego młodszego kuzyna, który przygotowuje materiały wspomnieniowe na spotkanie rodzinne z okazji 130 rocznicy urodzin naszego dziadka Bronisława Najnigiera zebrało mi się na wspomnienia z dziecięcych lat.
O dziadku Bronku



Bronisław całe dnie spędzał w „wekszteli” przy krośnie tkackim. Jak wychodziło się na podwórze od razu słychać było charakterystyczny stukot warsztatu „cikata,likata”. Nam dzieciom przykazane było, że dziadkowi przeszkadzać w pracy nie wolno. Czasem wchodziłem do warsztatu przez podwójne drzwi i z daleka przyglądałem się z zaciekawieniem jego rytmicznej i monotonnej pracy. Przerwanie rytmu pracy powodowało, że trzeba było na nowo w ten rytm wpaść. Moje kochane siostry miały jednak szczególną zabawę, kiedy potrafiły mnie cztero-pięciolatka podpuścić by dziadkowi przerwać pracę i wyciągnąć go na dwór. Kazały mi wejść do warsztatu i powiedzieć dziadkowi, że jakiś pan prosi go żeby wyszedł. Dziadek nie za bardzo był z tego powodu zadowolony ale w końcu wychodził i...... trzeba było szybkie nogi mieć, bo dziadek miał ciężką rękę. Nabierał się na to kilka razy tak, że przestałem wierzyć, że nie chce mu się zrobić „odsapki” w pracy. Pomysłowość moich siostrzyczek była duża – w szczególności starszej Barbary. Na jesień po wykopkach rozpoczynał się ceremoniał wykonywania kopca na ziemniaki w celu przechowania ich do wiosny na następne nasadzenia. Wkopywano okrągły dół o średnicy około dwóch do dwa i pół metra i głębokości około 40 cm. Do dołu tego wsypywano ostrożnie wyselekcjonowane prawie jednakowej wielkości ziemniaki usypując gustowny stożek, obkładano warstwą słomy i delikatnie przysypywano warstwą ziemi. Po lekkim uklepaniu kopiec był gotowy. Teraz my dzieci jak zwykle otrzymywaliśmy solenne przykazanie, że kopiec jest nietykalny i nie wolno po nim chodzić, biegać skakać ani niczego nań rzucać czy „broń boże” wbijać. Dziadek systematycznie sprawdzał powierzchnię kopca w celu wykrycia jakiś śladów świadczących o naszej niesubordynacji. Zawsze dziwiłem się cóż on tam widzi? Ale zimą! Jak spadł śnieg, to ja rozumiem. Ślady sanek czy stóp były od razu widoczne! I to było pole do popisu dla moich siostrzyczek. Brały moje buty, kiedy jeszcze spałem i cichutko do ogrodu robić ślady na kopcu! Tego dziadek nie mógł wytrzymać! Ślady butów na moim kopcu? Następowało „śledztwo” polegające na przymiarce naszych butów do śladów. Wiadomo z jakim efektem! Było fajnie!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Z Kamienicy Polskiej. 1928r